Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zuch chłop, zuch chłop! — powtarzał — a to was wziął!
— Ba, ale mi za to „stary“ sprawi futrunek, żem go puścił.
— Na frasunek dobry trunek — rzekł sentencjonalnie dorożkarz.
— A i to prawda.
„Fryga“ brzęknął woreczkiem z drobnymi pieniędzmi i dodał:
„Stary“ dał na koszty dziesięć złotych. Na zmartwienie trzeba to przepić.
— Tak się patrzy.
— Markier, dwa piwa!
Upłynęła chwila na gawędzie.
— Aha! pytaliście się — przypomniał sobie wreszcie dorożkarz — w którą stronę poszedł ten wasz hrabia. No, niewiele wam z tego przyjdzie, ale zawsze powiem wam, że pomaszerował przez Wierzbową do Trębackiej, a co dalej się z nim stało, ma się rozumieć, nie wiem.
Kufle jakoś wysychały prędko.
— Markier, dwa piwa! — zawołał „Fryga“.
Twarz dorożkarza zaczynała się czerwienić coraz mocniej. Nos był już bronzowego koloru.
— Ho, ho! powiadam wam — ciągnął dalej — dziś to już taki mam ciekawy dzień. Same nadzwyczajne kursa! No, na waszym to człowiek niewiele zarobi. Przynajmniej dobrze, że się spotkało poczciwego człowieka. Ale rano!