Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czył i stanął przy oknie wystawowem, przyglądając się niby wystawionym za szybą butelkom likieru. Z pod oka pilnie spoglądał wbok.
Kareta zatrzymała się przed cukiernią teatralną. Baron wyskoczył z niej i, wyjąwszy z pugilaresu jakiś papierek, dał stangretowi, następnie odprawił go skinieniem ręki, a sam wszedł do cukierni.
— A więc to kareta z remizy — zrobił sobie uwagę „Fryga”.
Poleciwszy swemu dorożkarzowi oczekiwać, ajent zaczął przechadzać się powoli pod kolumnadą. Zaglądał przez okna i drzwi do wnętrza cukierni. Młodego człowieka nie było widać ani w bufecie, ani we frontowych salonach.
— Musi być w palarni, albo na górze — myślał.
Upłynęło pół godziny, godzina. „Fryga” zaczął się niepokoić. Naraz przypomniał sobie, że cukiernia teatralna ma kilka wyjść. Przypomniał sobie badawcze spojrzenie, które rzucił młody człowiek wokoło, otwierając drzwi cukierni.
„Fryga” zdecydował się. Wyjął z kieszeni jakiś kawałek papieru, złożył go w formie listu i wszedł do cukierni. Subjektowi, który go pytał wzrokiem o powód wejścia do cukierni, pokazał papier i rzekł:
— List do jednego pana.
Rzucił pierwsze lepsze nazwisko i pobiegł dalej. Przebiegł wszystkie salony cukierni, palarnię,