Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za jakiś wystąp parkana i czekał. Czy baron spostrzegł go? Oto kwestja... Scena ta trwała zresztą jedną, jedyną sekundę. Baron otworzył drzwi karety i szepnął parę słów rozbudzonemu już stangretowi. Za chwilę kareta ruszyła.
„Fryga“ pozostał sam, wciśnięty w kąt parkanu. Gestykulował w ciemności, jak opętany.
— Skąd ja go znam? skąd ja go znam? — powtarzał.
W tej chwili „Fryga“ szybko powziął postanowienie. Ruszył za karetą dobrym kłusem, a spotkawszy za chwilę na rogu dorożkę, wsiadł do niej i kazał jechać naprzód.
Tymczasem musimy objaśnić, w jaki sposób „Fryga“ znalazł się pod oknami pięknej Temy. Nie należał on napewno do jej wielbicieli i nie przyszedł chyba śpiewać serenad. W samej rzeczy, cel jego był trochę inny. Uważając Temę za punkt wyjścia śledztwa, w czem wcale się nie zgadzał z mecenasem „Julkiem“, ajent policyjny postanowił, według swego wyrażenia, „zobaczyć, jak ona wygląda“. W tym celu udał się na Wspólną, ażeby przeprowadzić swoje małe śledztwo. W chwili jednak, kiedy już przekonał się z listy lokatorów, że Tema mieszka na dole, i zdołał ujrzeć dwóch jej wielbicieli, odprawionych ode drzwi, zaturkotała kareta. Z ekwipażu wyskoczył młody człowiek. Otarł się on prawie o „Frygę“, który mógł zbliska przyjrzeć się jego szczupłej, bladej twarzy. Ta twarz uderzyła go. Wyraz jej był dość oryginalny, a „Fry-