Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pójść do swego dobroczyńcy zapytać go o radę i wtajemniczyć w szczegóły śledztwa.
— Pan mecenas od sędziego? — zapytał „Fryga“.
— Tak.
— W sprawie kradzieży u Ejtelesa?
— A skąd to przypuszczasz, panie Józefie?
Delikatny uśmiech przesunął się przez cienkie wargi ajenta. W kilku słowach, zniżywszy głos, objaśnił adwokatowi swoje zainteresowanie się sprawą, chęć porozumienia się z nim i to, że wiedział o stosunkach, jakie łączyły oskarżonego z „Julkiem“.
— A więc można z panem mówić otwarcie, panie Józefie?
— Najzupełniej. Pan mecenas wie zresztą, że wskoczyłbym dla niego w żywy ogień.
— Otóż jestem cały poruszony. Miałem w tej chwili dość nieprzyjemną scenę z sędzią.
— Z sędzią?
— Tak. Przyszedłem do niego dowiedzieć się, jak stoi śledztwo. Sędzia jest moim kolegą uniwersyteckim. Objaśnił mnie wprawdzie w paru słowach o stanie rzeczy, ale jednocześnie uprzedził, że na przyszłość obowiązek sędziowski zabrania mu komunikować się ze mną w tej sprawie i udzielać mi jakichkolwiek, choćby najdrobniejszych, informacji. Twierdził, że i tak za dużo zrobił, słuchając moich instancji za oskarżonym i udzielając paru słów wiadomości. Kiedy wzruszony myślą o tym biedaku, siedzącym już tyle czasu w więzieniu, chciałem przekonać sędziego i gorąco zacząłem mu