Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przód. Nikt nie odrzuci dobrego interesu, który mu za nic zaproponujesz.
— Ależ cel, cel? — pytał coraz bardziej zdziwiony pokątny doradca.
„Josek“ spojrzał na niego z ironią. Rzekł powoli:
— Widzisz, cele moje należą do mnie. Radzę ci nad tem się nie zastanawiać.
Po chwili dodał:
— Jeden warunek jest konieczny: oto, ażeby ten, kto ma zbankrutować, znajdował się koniecznie w stosunkach z Ejtelesem i Sp. i ażeby, upadając, grubo zarwał tę firmę.
— Aha!
— Od jutra zaczynasz szukać. Rozumiesz?
— Rozumiem.
— A teraz następna kwestja. Posyłałeś do Apenszlaka, żeby przyszedł?
— Posyłałem. Stało się tak, jak ci mówiłem. Odpowiedział, że jeśli mam interes, mogę do niego przyjść. On się uważa za grubą rybę i na moje wezwanie nie przyjdzie.
— Zapłaci za to — odrzekł chłodno „Josek“. — Daj mi pióro.
Siadł przy biurku i wyjął z kieszeni ćwiartkę papieru. Przejrzał ją pod światło, a przekonawszy się, że kartka posiada wodne znaki w rodzaju gwiazdek, napisał na niej parę słów. Następnie włożył papier do koperty i zaadresował.
— Poślij to do Apenszlaka. A teraz do widzenia.