Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kilkanaście, ale za kilkadziesiąt tysięcy rubli. Pisz, że zarekomendował cię J. St. Już będą wiedzieli.
Pokątny doradca podziękował swemu mentorowi.
— A teraz już ostatnie. Chciałem pana... — Poprawił się — ciebie prosić, ażebyś mi przygotował na jutro szkic apelacji w tej oto sprawie. Oto są papiery.
— Dobrze. Czy już wszystko?
— Tak.
— Teraz ja mam do ciebie dwa słowa.
— Jestem na rozkazy.
— Krótko mówiąc, potrzebuję trzech albo czterech kupców, najlepiej handlujących cukrem, tu w Warszawie, lub na prowincji, którzyby chcieli z korzyścią dla siebie zbankrutować.
Pokątny doradca wytrzeszczył oczy. Najwidoczniej był zdumiony.
— Nie rozumiem — rzekł.
— A przecież mówię dość jasno. Przecież przychodzą do ciebie różni, którym urządzasz plajty, tak?
— No tak.
— Otóż potrzebuje takich kilku twoich klientów, ażeby im bezpłatnie urządzić doskonałe upadłości, na których oni grubo mogą zarobić. Jeśli pomiędzy tymi, co się tu zgłaszają, nie znajdziesz odpowiednich, poszukasz ich sam.
— Poszukać?
— Czy to ciebie dziwi? Oni tak często ciebie szukają, że ty raz w życiu możesz zrobić krok na-