Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co za myśl! co za myśl! — wołał — że też ja na to nie wpadłem.
— I nie wpadniesz sam nigdy — rzekł mu krótko i zimno „Josek“.
— Ale, ale — pytał po chwili Abraham Meiner — gdyby nasz „klient“ chciał tu zostać?
— Może. Przecież, jeśli zniesiesz areszt, jest w porządku. A gdyby nawet wspólnik wystąpił o wyłączenie maszyn z zajęcia i uznanie ich za jego własność, nigdy sprawy nie wygra. Wiesz, że teraz wyłączający przegrywają wszystkie sprawy. Zresztą, od czegóż w ostatnim razie twoi fałszywi świadkowie?
Pan Abraham usiadł przy biurku.
— Cóż dalej? — pytał „Josek“.
— Aha, co dalej... Był tu u mnie jeden, któremu ma być ogłoszona upadłość. Potrzebuje książek.
— To już rzecz twojego buchaltera.
— Ale on także chce mieć dowody, że stracił na kredytach kilkanaście tysięcy rubli. Potrzebaby jakich niezapłaconych weksli, dowodów...
— No więc?
— Więc niema nic podobnego... Rozumiesz, że tu potrzeba weksli z datą pewną, dyskontowanych w bankach...
— Tylko to? To zupełne głupstwo.
Wyjął z kieszeni ołówek i papier i skreślił parę słów.
— Oto adres hurtowego składu takich weksli. Skład znajduje się w Kijowie. Dostaniesz nie za