Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Znamy już adwokata „Julka“, jak go krótko nazywano. Było to zawsze złote, wyborne serce. Podczas opowiadania młodego chłopaka nieraz mu się zakręciła łza w oku. Podniósł go klęczącego, uspokoił i obiecał zrobić wszystko.
Na posiedzeniu, z szlachetną otwartością Julek powtórzył sędziom to, co usłyszał w celi więziennej, i zapytał: czy chcą wrócić społeczeństwu pożytecznego członka, żałującego niezbyt zresztą zbrodniczej przeszłości, czy też pragną przysporzyć jeszcze jednego niewolnika występkowi? Odpowiedzią był — wyrok uniewinniający.
Adwokat „Julek“ nie poprzestał na tem jeszcze. Zaopatrzył biedaka Józefa w jaką taką garderobę i w parę złotych na tymczasem, tłumacząc, że to wszystko pożyczka, a potem wyrobił mu miejsce w straży ogniowej, co jednocześnie, podług ówczesnych przepisów, uwalniało od służby wojskowej.
Odtąd zaczęło się dla Józefa życie spokojne, równiejsze. Pracy było dosyć, czasami za dużo, niekiedy nienajprzyjemniejszej, wogóle za ciężkiej na jego wątłe siły, był bowiem zawsze chuderlakiem, ale przynajmniej miał gdzie spać i co jeść.
Służba jednak była dlań za ciężka. Po kilka miesiącach rozchorował się. Trzeba było myśleć o znalezieniu innego zajęcia. Zaproponowano mu posadę ajenta policyjnego. Pomimo odradzania kolegów-strażaków, którzy odtąd gadać z nim przestali, jako z kompromitującym ich szlachetny stan,