Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i w mieszkaniu pańskiem nie znaleziono wcale żadnych pieniędzy. Co pan na to powiesz?
— Nie może być! Jestem okradziony...
— Przypuszczałem ten wykrzyknik, bo trzeba panu wiedzieć, a zresztą wiesz pan pewno o tem, że w mieszkaniu pańskiem znaleziono rzeczywiście pozory, powtarzam pozory, kradzieży, a to dlatego, że przypuszczam, iż pan umyślnie sam je przygotowałeś, ażeby wytłumaczyć nieobecność tych mniemanych, posiadanych przez pana sum.
— To nieprawda.
— Czy przynajmniej możesz się pan wylegitymować z posiadania tych pieniędzy?
— O tyle, o ile.
— Jakiż bank je panu wypłacił?
— Pieniądze przyszły do mnie zupełnie inną drogą. Jest to spadek po moim wuju, który mieszkał oddawna w Cesarstwie i zmarł przed kilku laty.
— No, więc można znaleźć dowody sądowe o otrzymaniu i regulacji tego spadku... To bardzo dobrze!
— Przeciwnie! niema żadnych dowodów tego rodzaju, ponieważ pieniądze te od czasu śmierci mego wuja, która nastąpiła przed kilku laty, znajdowały się w depozycie u jego przyjaciela. Dopiero przed paru tygodniami depozytarjusz spadku dowiedział się o mojem istnieniu, przybył do Warszawy i doręczył mi pieniądze.