Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

już wtenczas. W tem wszystkiem jest wiele dla mnie niewytłumaczonego.
— Jakże pan chcesz, ażeby sprawiedliwość to wytłumaczyła, jeśli pan sam tego nie potrafisz?
— Ja też nie żądam nic od sprawiedliwości — rzekł Janek z bolesnym uśmiechem. — Niech sprawiedliwość czyni, co uzna za słuszne.
— Ależ tak nie można opuszczać rąk, panie Strzelecki!
Janek spojrzał na sędziego zdziwiony; zdawało mu się, że słyszy w jego głosie sympatję.
— Panie sędzio! — rzekł, a policzki jego zaróżowiły się cokolwiek napływającą do nich krwią. — Wierz mi pan, jestem fatalistą. Próbować ratunku byłoby napróżno. Cios, który mi wymierzył zbieg okoliczności, a może i kto inny, jest zbyt silny. Sieci, któremi mnie oplątano, zbyt mocno trzymają swą ofiarę. Już to trzeci raz w życiu dziwne, niewytłumaczone okoliczności stawiają mnie w położeniu bez wyjścia. Dwa razy uratował mnie przypadek. Trzeci raz — wątpię o ratunku...
Chciał dalej mówić. Sędzia go zatrzymał.
— Panie Strzelecki! — a głos jego tym razem był daleko surowszy, niż poprzednio — otwarcie panu powiem, że uprzedzono mnie sympatycznie do pana Masz pan przyjaciół, którzy wierzą bezwzględnie w pańską niewinność i przypuszczają, że w samej rzeczy padłeś pan ofiarą zbiegu okoliczności. Z drugiej strony dane, wykryte od czasu pierwszego pańskiego przesłuchania, nietylko nie