Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/415

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dasz, mogą mieć cechę wiarogodności dla nas, ale wątpię, ażeby zadowolniły sąd; po trzecie, idzie nam tymczasem najpilniej o sprawę Stefka Polnera, a doprawdy nie jest podobieństwem przedstawiać sądowi całego tego romansu, który, jakkolwiek prawdziwy, wydaje się przecież mało prawdopodobnym, a wreszcie nie zawsze wprost i ściśle związanym z zabójstwem księdza Suskiego.
Na ustach „Frygi“ błądził nieco złośliwy uśmiech.
— Ależ zgoda, najzupełniejsza zgoda, panie mecenasie.
— A więc?...
— A więc przypominam, że przed chwilą dodałem, iż to tylko pierwsza, historyczna, że tak powiem, część moich wyjaśnień. Nie jest to bynajmniej przeznaczone dla sądu, lecz dla nas, ażebyśmy widzieli jasno w wypadkach... Dla sądu mam co innego i równie ciekawego!...
— Tak nam mów, panie Józefie...
„Fryga” namyślał się przez krótką chwilę, poprawił się w krześle i znowu zaczął:
— Pan mecenas zauważył słusznie, że w mojem opowiadaniu istnieje pewna luka. Objaśniłem, w jaki sposób powstał spisek przeciwko Stefkowi Polnerowi, nie przedstawiłem jednak bezwzględnych, przekonywających sąd dowodów jego niewinności. Pan mecenas pamięta, że za taki dowód uważałem zawsze wynalezienie prawdziwego winowajcy. Tymczasem dotąd nie wspomniałem o nim ani słowem. Zrobiłem to naumyślnie, ażeby nie wprowadzać zamieszania do mojej opowieści...
To wyjaśnienie wywołało uśmiech zadowolenia na usta adwokata.