Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/416

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Teraz przystępuję i do tego punktu... Krótko mówiąc, zabójca księdza Suskiego jest jego kuzyn, obywatel ziemski i urzędnik banku, pan Aleksander Jastrzębski...
— Czy podobna? — wołał Stawinicz.
— Ja zawsze tak myślałem! — mruknął „Julek.“
Solski i doktór Zerman byli niemniej zdziwieni niż Stawinicz.
— Umyślnie prosiłem pana mecenasa, ażeby był łaskaw prosić na obecną konferencję panów, będących w stosunkach znajomości z panem Jastrzębskim... Będziemy musieli rozstrzygnąć o jego losie.
Głos „Frygi“ dźwięczał surowo i poważnie.
— Ależ dowody, gdzie dowody?... — pytał Stawinicz.
— Są... i to aż nadto dostateczne — odrzekł „Fryga.“ — Pozwólcie jednak panowie, że opowiem, jak to było... Znacie o tyle o ile pana Jastrzębskiego, bywacie z nim razem w towarzystwach, wiecie, że to człowiek dobrze wychowany, pochodzący z dobrej rodziny i nie potrzebujący rachować się z groszem... Wiecie, że posiada folwarczek pod Warszawą i jest jednocześnie urzędnikiem banku. Znacie w ten sposób zewnętrzną, dostępną dla wszystkich stronę jego życia. Pan Jastrzębski jest nie gorszym, i nie lepszy, niż większość młodych ludzi, którzy kończą następnie przez przyzwoity ożenek... Jest nawet od nich lepszym. Nie widzieliście panowie, ażeby kiedykolwiek brał do rąk karty. Nie słyszeliście, aby robił szaleństwa dla kobiet...
— W samej rzeczy...