Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/414

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nę, przy swoim policyjnym sprycie, odnalazłem kryjówkę w okładce i mieszczące się w niej dokumenta. Od dzisiejszego, a raczej od wczorajszego ranka... bo mamy już w tej chwili drugą po północy... dowody są w mojem posiadaniu. Korzystając z tego, składam je, z prośbą o staranne przechowanie, do rąk pana mecenasa.
To mówiąc, doręczył papiery „Julkowi.“
— Sądzę że na tem zakończyć mogę historyczną, że tak powiem, część mego opowiadania. Krótko, ażeby nie zajmować panom czasu, wyjaśniłem położenie rzeczy. Sądzę, że rozumiecie panowie teraz wszystkie tajemnicze wypadki, których byliśmy świadkami...
— Rozumiemy! rozumiemy! — wołali Lutek Solski, Stawinicz i Zerman.




ROZDZIAŁ V.
Zabójca księdza Suskiego.

Ale adwokat „Julek“ milczał!
— Przepraszam... — rzekł w końcu.
— Co pan mecenas rozkaże?
— Niewątpliwie pańskie opowiadanie tłumaczy wiele, nawet wszystko. Ale ma ono i wady...
— Słucham.
— Najpierw, nie zawsze opiera się na dokumentach, lecz na źródłach osobistych, których dokładnie sprawdzić trudno; powtóre, dokumenta jakie pan posia-