Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Panie — rzekł, składając błagalnie ręce — radź... mów, co zrobić...
— Dobrze — odpowiedział po prostu „Fryga“.
Zamyślił się.
— Najpierw — zaczął znowu — niech pan próbuje się uspokoić... Wsiądziemy zaraz we dwóch w dorożkę i pojedziemy na Nową Pragę. Przeprowadzimy własne śledztwo...
Ludek zrobił nad sobą wysiłek.
Poszedł do lustra, uporządkował nieład ubrania i rzekł, odwracając się do byłego ajenta:
— Jestem gotów. Jedziemy.
— Jeszcze sekunda.
„Fryga“ zwrócił się do adwokata.
— Czy pan mecenas nie zna kogo w biurze posłańców?
— Znam...
— Otóż, jeśli to panu mecenasowi nie robi trudności, prosiłbym o jedną rzecz.
— Co takiego?
— Ażeby pan mecenas był tak łaskaw poinformować się w biurze, czy w liczbie posłańców przyjętych w ciągu ostatniego tygodnia, niema jakiego Robaka?.. Jeśli jest, w jakich okolicznościach został przyjęty?.. Gdyby go nie było, czy i jakich nowych posłańców przyjęto do biura w ostatnim czasie.
Ludek Solski podszedł do „Julka“ i wziął go za rękę.
— Mój drogi — pytał — zrobisz to?..