Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siedemdziesięcioletni starzec z powołania szewc, nazwiskiem Wojciech P., oddawna tam zamieszkały, znany zresztą z prowadzenia bynajmniej niewzorowego i gustowania w spirytualjach.
„Wojciech P... powrócił do domu wieczora, kiedy została spełnioną zbrodnia, dość wcześnie i wyjątkowo trzeźwy. Widziano go około godziny 9-ej wieczorem wchodzącego do domku, gdzie zamieszkiwał. Posesja ta, położona na samym krańcu Nowej Pragi, jest dość lichą ruderą, posiadającą trzech tylko lokatorów. Parter zajmuje sam gospodarz, niejaki K..., podejrzany o stosunki ze złoczyńcami, w których obfitują tamte okolice.
„Na facjatce w dwóch sąsiednich izdebkach, komunikujących się nawet ze sobą przez wewnętrzne drzwi zamieszkiwali dwaj lokatorzy, z których jeden Wojciech P... stał się właśnie ofiarą zbrodni. Jego sąsiad, który tu zamieszkiwał dopiero od tygodnia, pełnił podobno obowiązki posłańca. Nazwisko jego nie jest dokładnie wiadome, ponieważ nie był zameldowanym. Gospodarz twierdzi, iż ów tajemniczy lokator podał mu oryginalne miano „Robak“. Istnieje przypuszczenie, że jest to raczej pseudonim lub przezwisko.
„Jakkolwiekbądź, niewątpliwem jest, że późnym już wieczorem widziano mniemanego Robaka, wracającego również do domu w towarzystwie jakiejś młodej kobiety. Co następnie zaszło w sąsiednich mieszkaniach Wojciecha P... i Robaka, nie wiadomo nikomu. Sąsiednie domy są położone tak daleko, że materjalnem niepodobieństwem byłoby słyszeć z nich hałas walki lub krzyk o pomoc. Stanowiłoby to tem większe niepodobieństwo, że podczas