Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie zauważył. Pytał sam siebie: z jakiej racji „Julek“ robił konfidentem ich tajemnic kogoś obcego?
— Słyszałeś pan, panie Józefie, wszystko — ciągnął adwokat. — Powiedz co robić?..
„Fryga“ podniósł się z fotela i zbliżył do biurka. Trzymał w ręku „Kurjer“ i z zaciekawieniem patrzył w szpalty pisma.
— Zaraz, panie mecenasie... — rzekł.
Adwokat spoglądał nań zdziwiony, nie rozumiejąc tej odpowiedzi. W tej chwili Solski pociągnął go za ramię.
— Kto to taki? — spytał przyciszonym głosem.
— Ach... Zapomniałem ci powiedzieć. Józef Z..., były ajent policyjny, zwany niegdyś „Frygą“. Mówiłem ci o nim parę razy.
— Istotnie...
„Fryga“ skończył już czytać „Kurjer“.
Zbliżył się do biurka i rzekł:
— Co robić?.. Przeprowadzić w tej chwili śledztwo, rzecz prosta, tymczasem śledztwo prywatne, równolegle do śledztwa, które mamy przedsięwziąć w sprawie Polnera. A oto i materjał do śledztwa..
Podał „Julkowi“ numer pisma i wskazał palcem jakiś urywek w dziale drobnych wiadomości miejskich.
— Niech pan mecenas przeczyta...
Adwokat rzucił okiem na wskazaną przez byłego ajenta wiadomość i zbladł. Po chwili jednak wyprostował się i zaczął czytać głosem drżącym ze wzruszenia.
Zbrodnia. Nocy onegdajszej na Nowej Pradze popełnioną została zagadkowa zbrodnia. Ofiarą jej padł