— Tak... — rzekł sam do siebie.
Z zakrętu Krakowskiego-Przedmieścia ukazała się wysoka postać kobieca w czarnej sukni o twarzy zasłoniętej woalką... Były komornik przyglądał się jej uważnie. Kobieta skierowała się ku drzwiom kościoła.
Pan Onufry wstał.
— Czekaj — rzekł mimochodem do drzemiącego lub tylko udającego drzemkę Robaka. Za dziesięć minut będę... Dam ci polecenia. Teraz idę do kościoła... na pacierz...
Na twarzy drzemiącego niby Robaka wybiło się coś w rodzaju sarkastycznego uśmiechu...
W świątyni panowała cisza...
Z głębi dobiegał dzwonek cichej mszy odprawianej w jednym z bocznych ołtarzy. Słońce wpadało snopami przez kolorowe szyby okien i złociło twarze świętych na starych malowidłach. W kościele znajdowało się zaledwo kilkunastu pobożnych, przeważnie kobiety...
Pan Onufry wszedł i rozejrzał się.
W jednej z najbardziej oddalonych ławek z boku, w zaciemnionym kącie, klęczała postać kobieca w czarnej