Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„On dosłownie „on“!.. Te same rysy, ta sama postać. I jeszcze ten wyraz boleści na twarzy nowoprzybyłej, te łzy w wielkich błękitnych oczach, robiły ją jak dwie krople wody podobną do niego w chwili, kiedy w sądzie upadał pod ciężarem oskarżenia.
Władce w pierwszej chwili przyszło na myśl, że to „on“ sam, że ułatwiono mu ucieczkę z więzienia w przebraniu. Ale w sekundę to przeszło. Następny rzut oka przekonał dziewczę, że to w samej rzeczy kobieta.
W tej chwili nowa myśl przebiegła jej przez głowę.
Wysunęła się naprzód i zwróciła się do Jadwigi:
— Pani musi być... „jego“ siostrą?
— Czyją? — pytał Ludek, nie rozumiejący sceny.
Żądał wzrokiem od adwokata objaśnienia.
Prawie machinalnie adwokat odrzekł:
— Stefana Polnera...
— Skazanego za zabójstwo!..
W głosie Solskiego drżało zdziwienie i nawet nuta oburzenia.
Władka wystąpiła znów naprzód.
— Tak — mówiła z przekonaniem — pani i „on“ musicie być... jesteście... bliźnięta!..