Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Rzecz niezmiernie prosta... Jesteśmy w obec zagadki, wobec jakiejś piekielnej intrygi, w której tyle tajemnic, ile... kroków naprzód... Ażeby ją rozwiązać trzeba być czemś więcej, niż zwykłym prawnikiem, przywykłym do praktyki kratkowej i do spraw dziejących się przy świetle dziennem... Do tego trzeba mieć specjalny talent!
Władka ciągle czekała wyjaśnienia.
Adwokatowi teraz napłynął do twarzy żywy rumieniec. Zdawał się być wysoce zadowolonym ze swego pomysłu.
— Znam tylko jednego takiego człowieka... Widziałem go przy robocie. Jestto w swoim rodzaju genjusz. Ten człowiek zawdzięcza mi wiele. Odemnie zależy poprosić go o pomoc przy rozwikłaniu oplatających nas węzłów.
— I poproszę — dodał po chwili z postanowieniem.
Ta myśl, która przyszła niespodziane do głowy adwokatowi, w jednej chwili zmieniła jego usposobienie. Chmury zdawały się spadać z jego czoła.
Wziął za pióro i szybko skreślił kilka wierszy.
— Oto list do tego, kto nam dopomoże rozwiązać trudności.
Władka spoglądała na adwokata.
— Kto to taki? — pytała.
— „Fryga“!
— „Fryga“?