— Prędko jedziesz! — mruknął ten ostatni.
Przez króciutka chwilkę panowało milczenie. Przerwał je wreszcie pan Onufry.
— Słuchaj stary — i zapytał niespodzianie — jak uważasz powołanie posłańca publicznego?
— Albo co?..
— Nic. Będziesz się musiał jutro ustroić w szary uniform z czerwonemi wyłogami...
— Ja?
W głosie Robaka brzmiały resztki szlacheckiej dumy. Poskromił ją szybko pan Onufry. — Zapytał szyderczo.
— A... skrupuły?.. Mieliśmy przecież o nich zapomnieć...
Robak westchnął.
— Rzeczywiście.
Były komornik wydobył ze swego niewyczerpanego pugilaresu jakieś papiery. Ciągnął dalej z uśmiechem.
— Cały świat wie, że jestem filantropem. Lubię zapewniać takim, jak ty, biedakom uczciwa pracę. Dzięki moim stosunkom wyrobiłem ci dzisiaj posadę posłańca. Złożyłem za ciebie kaucję. Oto kwit.. Jutro rano pójdziesz do magazynu krawieckiego z tą kartką i weźmiesz na mój rachunek mundur, potem zameldujesz się w biurze, a około trzeciej albo czwartej rozpoczniesz swą służbę...
— A...
— Wyznaczą ci stację na Kruczej. Będziesz tam oczekiwał przed domem Nr. XX, gdzie jest pensja, aż wyjdzie zapłakana dziewczyna. Poznasz ją. Postarasz
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/174
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.