Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pieniądze i namiętności!... Pan Onufry rozumował dość słusznie, iż z takiego materjału można coś zrobić.
Wogóle dążył on do celów, z których przed chwilą wyspowiadał się tak otwarcie Robakowi, z bezwzględnością i energją... W czarnych szafach jego przyciemnionego gabinetu znajdowało się całe archiwum różnych napozór nic nie znaczących drobiazgów; były to notatki, dokumenta, papierki, stare akta. Jeden p. Onufry znał ich znaczenie i umiał się niemi posługiwać... Ten żółty strzępek papieru był jednym z cenniejszych numerów owego zbioru. — Miał on w porównaniu z innemi tę niższość, że wszystkie inne były zbadane i ocenione, a pan Onufry wiedział dokładnie, do czego służą i jaką z nich można wyciągnąć korzyść. Ten papier był zagadką... Ale to stanowiło jednocześnie jego wyższość...
Pan Onufry znów pochylił się nad biurkiem... Jego czoło dotykało prawie papieru. — Jego mózg snuł po raz setny nieskończoną tkankę kombinacji i przypuszczeń, coraz oryginalniejszych, splatających się w coraz dziwniejsze desenie...
W tej chwili do drzwi gabinetu zlekka zapukano.
Pan Onufry, zagłębiony w myślach, nic nie słyszał, Po chwili drzwi skrzypnęły po cichu... Otworzyły się zlekka. W drzwiach ukazała się maleńka, filuterna główka młodego dziewczęcia... Dziewczę rzuciło spojrzenie wewnątrz pokoju. Przez chwilę zdawało się wachać... Wreszcie powzięło postanowienie i, lekkie, jak ptaszek, przebiegło na paluszkach przez pokój...
Pan Onufry ciągle był pochylony nad swoim szpargałem.