Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 66 —

Czuł tak samo, jak i dwoje tamtych, więcej nawet, że to poważne dziewczę jest o całe niebo od nich różne i wyższe, że pomiędzy nią a nimi, pomimo chwilowej tu poufałości, istnieje cała przepaść różnic umysłowych i cywilizacyjnych, która się okaże — tam, poza okrętem. I niewiadomo dla czego ból przejął mu serce.
Była dość późna już godzina.
Pokład opustoszał.... Panował półmrok. Jadwiga, opierając się od czasu do czasu, to o ławki, to o baryerę, posuwała się zwolna ku schodom. Szczepan szedł za nią w pewnem oddaleniu, jak gdyby czuwając nad jej bezpieczeństwem.
Ona zeszła ze schodów i powoli skierowała się w kurytarz, prowadzący do oddziału kobiet samotnych. On wstępował dopiero na schody. Milczący, żegnał wzrokiem jej sukienkę, która mu mignęła na zakręcie.
Był już na połowie schodów. Naraz do uszu jego doszedł ostry okrzyk.
Był to głos Jadwigi. Brzmiało w nim przerażenie rozpaczliwe. Szczepan, jak tknięty prądem elektrycznym, rzucił się naprzód. W kilku susach przeskoczył resztę schodów — i znalazł się w wązkim korytarzyku. W niejasnem oświetleniu latarni ujrzał obraz, na widok którego wszystka krew zagrała mu w żyłach i Jadwiga szamotała się z jakimś drabem,