Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 64 —

dmuchy zwolna wzrastającego wiatru, mieszały się Jadwidze w jedną melodyę.... Czuła się wzruszoną — i patrząc w czerwony krąg słońca, zbliżający się zwolna ku krańcom horyzontu, myślała sobie:
— Dzięki Ci, Panie, że od samego początku drogę mą prostujesz i ułatwiasz.... Za jedno serce, które zostawiłam tam po za wodą, dałeś mi odrazu, może na krótko, na dni parę, serc trzy.... Szorstkie są — ale czuję, że — życzliwe.
A krąg słońca zapadał zwolna w głąb Oceanu.
Pokład opróżniał się z emigrantów trzecioklasowych. Godzina regulaminowa zbliżała się.
Mania śmiała się głośno z jakiegoś żartu Homicza.
Powolny Połubajtys zabrał teraz głos. Mówił z powagą:
— Ta.... to.... śmieszki, chiszki.... wszystko jakoby dobrze. Tylko że kuzyneczka nic nie jadłszy. Trzeba wrócić na dół i zrobić chociaż trocha herbatki.... Ta, później gorącej wody nie dostanie.
— Istotnie — rzekła Jadwiga — Pani, panno Maryo, przezemnie nie poszła na kolacyę...
— Och.... taka kolacya!