Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 63 —

— Moje serce.... najdroższy niedźwiedziu z Kiejstutowych lasów! Zakochany jestem po wszystkie uszy, ile ich tylko mam — żartował dalej wesoły Warszawiak.
Litwin się zamyślił.
— A w kim, jeżeli łaska? — pytał pół Żartem, pół seryo.
— Takiś ciekaw.... Litwiaszku najdroższy! — śpiewał, przedrzeźniając go z litewska, Hiomicz — Otóż.... nie powiem ci. Chyba dorzucił po chwili do Mani Horodyńskiej — że pani odgadnie.
Dziewczę zarumieniło się, niby piwonia.
— Proszę.... tylko bez takich żartów. Za krótka znajomość! — mówiła nadąsana.
A Szczepan, żwawy, jak skra, śmiał się bez opamiętania.
— Nie do mnie pretensya.... — wołał —— nie do mnie. To wina litewskiego niedźwiedzia, pani opiekuna legalnego. On pytał; on winien wszystkiemu.
Ruchliwa twarzyczka Mani już się rozpogodziła.
I tak przekomarzali się dalej, głównie Mania i Homicz. Poczciwy Połubajtys najwięcej pomrukiwał, nie mogąc nadążyć szybkiemu biegowi ich żartów. Jadwiga słuchała ich tylko napół. Ciężki oddech machin okrętowych, odgłosy fal, uderzających w bok parowca, rozmowa tych dwojga, wreszcie po-