Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/639

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 635 —

Teraz trzeba już było bliższych objaśnień.
Udzieliła je „Sarenka” chętnie. Już oto blizko od miesiąca przed ich pensyą przechadza się po paię razy na dzień — „on”. Widziała go kilkakrotnie z okna — i zainteresował ją. Spotkała go potem na ulicy i uczuła głęboką sympatyę i litość dla tego człowieka tak młodego i szlachetnego, na którego twarzy ból jakiś niezatarte zostawił ślady.
— Raz nawet — mówiła „Sarenka” — szłyśmy we dwie... On stał po drugiej stronie ulicy. Ty nie patrzyłaś w tę stroną; ale ja wyraźnie widziałam, jak twarz pobladła mu więcej, niż zwykle.... jak wyciągnął ręce, niby do nas dwóch.... i stał tak przez jedną sekundę nieruchomy.... Gorąco mi uderzyło na twarz; zmieszałam się, pociągnęłam cię szybko naprzód.... Przeszłyśmy... on znikł mi z oczu....
Jadwiga zrozumiała tę scenę.
Konrad chciał na ulicy prosić ją o chwilkę rozmowy. Po co? Czyżby ją jeszcze kochał?.. Mogło to być. Czemuż tedy fatalność rzuciła na drogę Konrada to młode dziewczę i w tem małem serduszku zbudziła jakieś uczucie... miłość może... litość prędzej.
— Kiedyż jednak mówiłaś z nim? — pytała „Sarenki“, ażeby coś powiedzieć.
— Dzisiaj.... w tej chwili.
To była znów cała historya. Wybiegła dziś rano na miasto kupić włóczki. Już idąc