Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/610

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 606 —

przyjął tą wieść z radością.... Ale gdy nadszedł dzień widzenia się z Homiczem, w umyśle starego, zawsze niespokojnym, zawsze dręczonym podejrzeniami, obudziła się nagła nieufność.... „Czego od niego chce ten Homicz? Co ma do niego za interes? Po co się sam zgłasza?” — Takie pytania zadawał sobie stary Morski, gorączkując wieczorem w łóżku szpitalnem....
Aż około północy porwał go lęk straszny, przerażenie ogromne.... Była to chwila, jakie przychodziły nań często.
Uciekł ze szpitala.
Podążył odrazu do swej tajemniczej siedziby na „Cat Island”.... Powitali go z radością głuchoniemy Murzyn i pies Zbój — i cisza bezgraniczna. Morski uczuł, że odżyje na nowo. Zaszył się tedy w ustroniu na całą zimę — i wyspy prawie nie opuszczał.
Pił i palił fajkę....
Niekiedy miewał halucynacye, gadał głośno i widywał dawne swe widma, na co Murzyn nie zważał wcale, a pies, stojąc w progu „tureckiego saloniku”, szczerzył zęby i głośno warczał.... Na zakończenie takiego napadu, stary kładł się do łóżka; wstawał za dni parę, osłabiony i znękany. Wtedy na jaki tydzień nie powracał do kieliszka. Włóczył się z psem po wyspie, nie zważając na najgorszą choćby niepogodę....