Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/611

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 607 —

Szczególniej często zaglądał w pewien kąt wyspy, gdzie nagromadzone kamienie utworzyły rodzaj skalistego pagórka.
Pukał tam laską w kamienie — i jak gdyby szukał czegoś.
Dwa razy tylko pisał list do „Sarenki” przez te parę miesięcy, posełając jej pieniądze. W sąsiedniem St. Joseph był tylko parę razy, i to ukradkiem.
Uspakajał się powoli.
Nie dochodziły do niego żadne niepokoje, ani podejrzenia. Słoneczne wiosenne powietrze ożywiało jego pierś. Od czasu do czasu myślał sobie, że niezadługo, kiedy się już zupełnie ociepli, sprowadzi tu sobie „Sarenkę” na jaki tydzień, a nacieszywszy się z nią, wywiezie potem gdzieś, daleko, gdzie ich nikt nie zna, na wybrzeża morza, bodaj do Europy — i raz odetchnie.
Aż oto pewnego dnia — a było to w tym samym prawie czasie, gdy Szczepan zrobił wielkie swe odkrycie — znów spadł na Morskiego nowy niepokój.
Murzyn głuchoniemy powiedział mu znakami, że zrobił pewne ważne odkrycie.... Zaprowadził starego na wybrzeże wyspy, do ich tajemnej przystani i pokazał mu ślady pobytu jakichś obcych ludzi. Były one wyraźne nawet dla każdego profana, a tem bardziej dla Morskiego i Murzyna, którzy w swem ukryciu