Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/567

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 563 —
VIII.

Bolo L. Kaliski, obywatel całego świata, w życiu swojem przeszedł wiele już przygód. Był, jak to powiadają, na wozie i pod wozem; widział złe i dobre chwile — i w ogóle przywykł niczemu się zbytecznie nie dziwić.
Ale nie mniej t. z. hotel Ciotki Sary, w którym go ulokował przyjaciel i dobroczyńca Szymek, wydać mu się musiał miejscem dość niezwykłem.
Był to sobie hotelik niewielki, czyściutki, nawet urządzony wewnątrz z pewnym komfortem. Ale czemuż tak był odosobniony i ukryty w kącie? czemu droga do niego prowadziła przez takie zaułki i dziury? czemu wszystkie okna tego domu były szczelnie zamknięte okiennicami? czemu w niektórych z nich były nawet kraty? a wszędzie w kurytarzach panowała prawie klasztorna cichość?
Tego wszystkiego Bolo L. Kaliski, jakkolwiek wielki głowacz, w żaden sposób nie umiał sobie objaśnić.
Leżąc teraz na sofie w sąsiednim obok kąpieli pokoju — i oczekując na przybycie służącego Murzyna z obiecaną garderobą, już od 10 minut łamał sobie nad tem głowę — bez rezultatu.
Naturalnie, w jego położeniu niepodobna było nie być podejrzliwym.
To też w pierwszej chwili przyszło mu na