Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/568

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 564 —

myśl, że Szymek nie jest jego zbawcą, ale zdrajcą, a dom, do którego go sprowadził, to nie hotel, lecz więzienie. Wkrótce przecież wyrozumował sobie, iż to nie jest możebnem.... Znał przecież więzienia i wiedział, jak one wyglądają.... Ten komfort, który go otaczał, nie miał w sobie nic więziennego.
Ostatecznie, nie znajdując rozwiązania zagadki, przestał sobie nad nią łamać głowę.
— Niech się dzieje, co chce — mówił sobie — Tymczasem jest mi dobrze!
Leżąc na miękkiej sofce, otulony ciepłym kocem, wy my ty cały, doznawał po trudach swego kilkutygodniowego włóczęgoskiego życia, uczucia głębokiego zadowolenia.... To uczucie wzmogło się jeszce, kiedy ujrzał wchodzących Murzyna z drugim jakimś człowiekiem.
Ten drugi miał twarz chudą, o typie żydowskim; obaj nieśli spore paczki garderoby....
Istotnie, wydawałoby się, że ten hotel jest jednocześnie — składem ubrań.
Człowiek o żydowskich rysach począł zaraz rozkładać na stole i krzesłach przyniesioną odzież i bieliznę. Wybór był obfity, rozmiary ubrania odpowiednie do figury Kaliskiego. To też nie upłynęło pół godziny, gdy Kaliski znalazł się ubranym stosunkowo dość przyzwoicie od stóp do głów.
Wyglądał, jak inny zupełnie człowiek.
— Fiu.... fiu.... — mówił do siebie — co za wyborny hotel!