Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/394

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 390 —

Szymulisy.... My byli zły. My mieli razem z duży Szymek łapać ta panienka. Ale my się naprawili.... My byli słuchać tego kunigas, co umierał.... On dobrze mówił! My nie chcemy teraz dać Szymkowi ta panienka. To grzech.....
I na dowód tego, że tak jest w istocie, na dowód swej skruchy, Pat z całej siły grzmotnął się w szeroką pierś — a Dennis go naśladował.
— Oni są tam.... — rzekł dziki chłopiec — Będziemy ich mieli... Tam jest duży Szymek — i nasz brat trzeci... Bartek.
Homicz spojrzał niespokojnie na chłopaka.
— O, on zrobi, co my każemy....
Szczepan słuchał z początku słów chłopaka, jak bajki o żelaznym wilku. Ale za chwilę zrozumiał.
O Szymulisach chodziły w okolicy różne wieści. Wiedział, że to były niebezpieczne draby, niemal dzicy ludzie — i łatwo zrozumiał, że ich wybrano do wykonania planu, uknutego przeciwko Jadwidze....... śmierć ks. Ludwika ich skruszyła — i to łatwo zrozumiał.
Zresztą szczerość dzika biła teraz z twarzy dwóch olbrzymów.
Namyślać się nie było czasu. Każda chwila stanowiła o wszystkiem. Szczepan rzekł tedy krótko:
— Dobrze.... wierzę ci. Prowadź.... Pan Bóg ci wynagrodzi!