Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/391

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 387 —

Tem niebezpieczniejszem było jego położenie. Wróg, ukryty w ciemnej gąszczy, mógłby go w każdej chwili poczęstować śmiertelną kulką.
On przecież o sobie nie myślał.
Ona i jej niebezpieczeństwo, w którem musiała znajdować się w tej chwili — oto treść myśli, które chaotycznie, jak wicher, przebiegały mu przez głowę....
Pomimo że krew krzepła mu w żyłach z trwogi o nią, usiłował rozumować na zimno.
Tak jest! — widocznie porwano ją.
Naturalnie gwałtem. Urywany okrzyk dowodzi, że pochwycono ją z nienacka, że przeje przestrach ogromny, — że okrzyk jej stłumiono w jakiś sposób. Czy nie ciosem śmiertelnym? (W tem miejscu Szczepan uczuł śmierć w sercu). Nie. Znalazłby już tutaj jej zwłoki. Kto ją porwał? Mniejsza o to... Teraz rzecz główna, co robić? Ścigać... Ale jak? Mrok i milczenie otaczały go dokoła. Noc i las skryły troskliwie tajemnicę rozpaczliwego okrzyku Jadwigi. Żadnego śladu....
Szczepan czuł, że szaleje.
Wsłuchiwał się przez chwilę w ciszę nocną. Czy nie zabrzmi nowy okrzyk, któryby dlań był wskazówką? Nic.... Naraz zadrżał. Od północy, z pomiędzy ciemnych drzew, dosłyszał jak gdyby chrzęst łamanych gałęzi, jakby oddalony tętent kopyt.... Ryk radości wyrwał mu się z piersi.