Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 375 —

słać je odzieżą i zanieść do plebanki.... tylko żywo!
Rzucono się do wykonania jego rozporządzeń.
Robotnik-felczer tymczasem medytował... Doktora byłoby potrzeba i jak najprędzej. Ale zkąd go wziąć?.... Zapytywał o doktora kilku. innych. Ci wiedzieli, że jakiś „Ajrysz“ doktor, mieszkał w osadzie Y., ale czy teraz, po nocy, śród szalejących dokoła zaburzeń, zechce przyjść? — oto sęk. W każdym razie paru chłopców poleciało po niego.
tymczasem nosze były już gotowe.
Włożono na nie rannego z niesłychanemi ostrożnościami. Przy wkładaniu jęknął parę razy — i nawet oczy na pół otworzył.... Z trwogą i nadzieją w te oczy spoglądano. Ruszył wreszcie pochód żałosny.
Przy świetle pochodni podobny on był raczej do korowodu pogrzebowego.
Łuna pożog go opromieniała z niebios; huki strzałów i dzika wrzawa tłumu, dochodzące z góry od fabryk były mu muzyką.
Łatwo sobie wyobrazić przerażenie stałych i tymczasowych mieszkańców plebanki, gdy przyniesiono księdza Ludwika, na pół nieżywego.... Baba zawodzić zaczęła, jak obłąkana; dziad nie wiedział, za co się chwycić. Połubajtysowa, chora, leżała na pościeli rozesłanej w kącie drugiej izdebki, jęcząc od czasu do czasu żałośnie....