Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 320 —

W boku wagonu otworzyła się czarna szczerba.
Potężny ryk stu głosów odezwał się pośród drzew. To pierwsze uderzenie było hasłem. Czem kto mógł, żelazem, kamieniami, kawałami drzewa, rękoma, walił w ściany wagonów, szczerbił je — i rozrywał na kawałki.... Z jakąś dziką zaciętością pastwił się tłum nad tymi martwymi przedmiotami, jak gdyby miały one życie — i jak gdyby to życie chciał im z piersi wydrzeć.
Nie upłynęło dziesięciu minut — i z trzech wagonów kolejki linowej pozostały trzy potworne szkielety, powywracane na bok lub sterczące do góry kołami....
Części ich leżały obok w kupie żelaztwa i drzewa.
Był to pierwszy tryumf zbuntowanych przeciw uciskom kapitału robotników.
Tryumf ten zresztą ochłodził wielu.... Uczuwali oni jak gdyby wstyd z popełnionego czynu. Ręce niektórych, pokaleczone przy rozrywaniu wagonów, broczyły krwią. Rozważniejsi zrozumieli, że istotnie bezcelowem było niszczenie wagonów, skoroby zamierzali iść na górę do fabryk.
Ostattecznie ktoś rzucił myśl, aby wrócić na „Skwer” dla narady z pozostałymi.
Tak uczyniono.