Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 300 —

jaciołmi — przyjaciółmi najserdeczniejszymi. Co się stało?
On nie odpowiadał.
Ona czuła się w niezręcznem położeniu — i ażeby pokryć zakłopotanie, mówiła coraz prędzej:
— A tak pragnąłam pana widzieć.... tak gorąco.... Boże! czemuż pan milczysz? Odpowiedz, proszę.... Przecież jadła pana tu zostałam. Nie zrozumiałeś tego? Dla pana muszę znosić zaloty tego głupiego Szweda, Haralda.... Ale ja za niego nie wyjdę, nigdy!
Milczenie Szczepana podniecało ją. Urwała i znów zaczęła:
— Nieznośne bydlę ten Szwed! Nie mogę na niego patrzeć. I czemu pan jesteś, jak z marmuru? — Mów pan.... — tupnęła nóżką Mów, proszę. Czy zapomniałeś, jak byłeś we mnie zakochany w Warszawie? O! ci mężczyźni....
Jej gadatliwość nie była przecież w stanie rozruszać Szczepana. Spostrzegła to; jakaś myśl nowa przebiegła jej przez głowę.
Zmieniła ton — i składając ręce, mówiła:
— Panie Szczepanie...... pan nie uwierzysz, jaka ja jestem nieszczęśliwa! — głos jej zdawał się teraz nabrzmiewać łzami — Ja muszę się ztąd wyrwać.... te stosunki mnie zabijają. Panie Szczepanie! pan mi do tego dopomożesz....