Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 235 —

wię. Dość dodać, że należy do sfory szpiegów politycznych, którą Moskale uszczęśliwiają wszystkie części świata.
— Ba.... ba.... Czyż to podobna?! — pytał zdumiony Połubajtys.
— To fakt..... Spytaj się Polaków w New Yorku. Przez lata całe kręcił się on między nimi, przybywał, znikał, odjeżdżał do Europy i wracał, prowadził różne interesa i machinacye.... Lubiono go nawet. Aż oto pewnego razu traf zwykły — przez zapomnienie pozostawiony gdzieś, w knajpie, zwitek papierów — zrzucił Nowojorczanom łuskę z oczu.... Przekonali się, kogo mają pomiędzy sobą. Owe papiery były to raporty o stosunkach polskich i innych w Ameryce, pisane w ten sposób, że nie mogły być przeznaczone dla nikogo innego, jak tylko dla konsula lub agenta carskiego. Przyparto wtedy pana brata do muru. Groziło mu, jeśli nie co gorszego, to porządne wytatarowanie skóry.... Wykręcił się przecież. Z niesłychaną bezczelnością okłamał oskarżycieli, że owe papiery to notatki czy też materyały do dramatu, jaki zamierza pisać. Obiecał pokazać im inne już napisane części tego utworu; bił się w piersi i przysięgał.... Wypuścili go na chwilę, ażeby się udał do swego mieszkania po rękopism dramatu... Naturaluie, nie pokazał się więcej. Nie słyszeli o nim kawał czasu, aż znów wypłynął...
Połubajtys słuchał z uwagą i dziwił się.