Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 147 —

jednego; ale też u niejednego wstręt wywołać musi... Ty jesteś bardzo młody i hulaka z natury, ale masz w sobie coś, co mówi, że mógłbyś jeszcze być człowiekienm. Z oczu ci nieraz patrzy coś... coś... — tu zatrzymał się na chwilę — co i ja kiedyś miałem...
Westchnął i przerwał, a Homicz bawił się łyżeczką od kawy.
Yes... miałem — powtórzył z siłą stary adwokat — Zdawało mi się nieraz, że orłem jestem, że skrzydła mam i pioruny w ręku trzymam. Świat rozbić, albo przerobić z gruntu pragnąłem... Zapałem moim, tak mi się zdawało, zło całe gotówbym spopielić, a z krzemienia iskry wykrzesać. Niech prawda zatryumfuje, niech wszyscy ludzie będą szczęśliwi.... Słysz, bratku! I czy widzisz, co z tego wszystkiego zostało?
Wykrzywił się najpocieszniej, oko jedno przymknął — i język wystawił.
— Ruina.. ruina, mój braciszku. Moralna i fizyczna ruina. Nędza i wstręt. A kto to zrobił? kto?.. Pijaństwo najpierw — liczył teraz na palcach — karteczki potem, szastanie się za sukienkami, brak woli, nierachowanie się z warunkami życia. O pierwszą podłość najtrudniej, a potem to już jakbyś znalazł. Vom Stufe zu Stufe... rozumiesz po niemiecku, co?
Homicz skinął głową twierdząco. Gryziński splunął.