Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/364

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

HIALMAR. Ach Grzegorzu! Będę raz wolny od tego ciężaru.
GRZEGORZ. Pewno niedługo.
HIALMAR. Sądzę, że moje zachowanie się było zupełnie właściwe.
GRZEGORZ. Jesteś zawsze takim, za jakiego cię miałem.
HIALMAR. W niektórych razach niepodobna odrzucić idealnych zobowiązań. Jako głowa rodziny, muszę się mimo bolu ugiąć pod tém ciężkiém jarzmem. Bo to nie mała rzecz, dla człowieka bez środków spłacić wieloletnie długi, na które można powiedzieć padł już pył zapomnienia. Ale na to nie zważam. Człowieczeństwo domaga się we mnie praw swoich i góruje nad ojcowstwem.
GRZEGORZ (kładąc mu rękę na ramionach). A co, Hialmarze, czy nie dobrze, żem tu przybył?
HIALMAR. Dobrze.
GRZEGORZ. Czy nie dobrze, żem ci o wszystkiém powiedział całą prawdę?
HIALMAR (trochę niecierpliwie). No tak, ale tu jest jeszcze jedna okoliczność, na którą oburza się mój zmysł sprawiedliwości.
GRZEGORZ. O cóż ci idzie?
HIALMAR. Otoż... tylko nie wiem, czy mogę tak bez ogródki wyrażać się o twoim ojcu?
GRZEGORZ. Możesz, pod tym względem wcale na mnie nie zwracaj uwagi.
HIALMAR. Dobrze więc. Widzisz, to tak przykro pomyśleć, że nie ja, tylko on urzeczywistni prawdziwe małżeństwo.
GRZEGORZ. Jak możesz coś podobnego twierdzić?
HIALMAR. Jednakże tak jest. Twój ojciec i pani Sörby zawierają związek, oparty na zupełnem obustronném zaufaniu. Wzajemnie zgoła nic nie ukrywają przed sobą, w ich stosunku niéma tajemnic, pomiędzy niemi, że się tak wyrażę, istnieje wzajemne przebaczenie wszelkich win.
GRZEGORZ. I cóż stąd?
HIALMAR. Więc są tam wszystkie warunki, które według ciebie stanowią prawdziwe małżeństwo.
GRZEGORZ. Ależ to rzecz zupełnie odmienna, Hialmarze. Nie możesz siebie i Giny porównywać z tém dwojgiem. Rozumiesz mnie przecież.
HIALMAR. Jednak nie mogę się uwolnić od myśli, że tu jest coś obrażającego moje poczucie sprawiedliwości. To tak, jak gdyby na świecie żadnego ładu nie było.
GINA. Wstydź się, Hialmarze, jak możesz mówić podobne rzeczy.
GRZEGORZ. Dajmy téj kwestyi pokój.
HIALMAR. A znów z drugiéj strony, widzę tu karzącą rękę losu. On zaniewidzi.