Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Scen niespokojnych ciągłe zmiany,
To ty, nasz mistrzu ukochany,
Wszystko zapalasz i zgromadzasz,
Wszystko w ośrodku jednym sadzasz,
Tak, te wyrazy twego sądu
Zdają się tryskać, jak z ogniska
Jednego krąg promieni tryska.
Więc pan naprawdę nie studjował?
PEER: Nie! Mówiąc szczerze i bez sztuczek,
Zwykły jest ze mnie samouczek.
Stale niczegom nie piłował,
Alem się nieco zastanawiał
Nad tem i owem — człek się wprawiał,
Jak mógł w niejednem, tylko, wiecie,
Zacząłem późno, a to przecie
Orka nielada, chcąc mieć plony.
Ot, z przeczytanej każdej strony
Móżdżek porządnie się wytrzęsie!
Historję-m łykał kęs po kęsie,
O ilem czas miał, a, że bywa
Potrzebna jakaś wiara żywa,
Więc i z religią się poznałem...
I na tem koniec z mym zapałem...
Bo człek ma tyle zjadać chleba,
Ile koniecznie mu potrzeba...
MASTER KOTTON: Bardzo praktycznie!
PEER: (zapala cygaro) Owszem! Proszę!
Pomyślcie, jakie ja rozkosze
Miałem, stanąwszy na zachodzie.
O chłodzie-m przybył i o głodzie,
Aby wywalczyć kąsek strawy —
Los nie był na mnie zbyt łaskawy.
Lecz życie, mówię, słodko nęci,
A śmierć zaś przykra — brak nam chęci