Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Umierać wcześnie... Przyszło szczęście,
I fatum ciężkie skryło pięście,
A że i ze mnie chłop był tęgi,
Wnet się skończyły dni mitręgi.
W dziesięć lat później, w Charlestownie
Jużem w Krezusów stanął gronie,
W każdym mnie porcie znano wkoło,
Fortuna śmiała się wesoło
Na moich statkach...
MASTER KOTTON: Tak, to zwie się
Szczęściem! A w jakim interesie
Robiłeś waćpan?
PEER: W niewolniku;
Murzynów słałem-ci bezliku
Do Karoliny, a fetysze
Do Chin...
MONSIEUR BALLON: Fi donc! Cóż to ja słyszę!?
TRUMPETERSTRAALE:
Do kroćset! Gyncie, zacny kumie!
PEER: Snać uważacie w swym rozumie,
Że ten interes nieco trąci?
I ja myślałem nieraz: są-ci
Sprawy niegodne, wprost haniebne,
A przecież odium niepotrzebne
Mogłoby na mnie spaść jedynie
Za to, żem jął się w złej godzinie
Tego handelku... Później mowy
Już być nie mogło, by gotowy
Rzucić interes, co tysiące
Rąk związał z sobą w dni gorące...
Przestać odrazu! Jawogóle
Tego „odrazu” niezbyt lubię...
Poza tem — miejcie to w rachubie —
Zawsze baczyłem, i to czule,