Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

MONSIEUR BALLON:
Monsieur, twój — twój ton wspaniały!
To coś — powiadam z sercem szczerem,
Zwłaszcza, gdy jest się kawalerem —
Coś, czego nie ma, rzekę, w cenie
Ten świat dzisiejszy!...
VON EBERKOPF: Jakieś tchnienie,
Jakowyś odblask wolnej duszy —
Coś, co się nie dmie, ani puszy,
Chociaż wszechświata wszechdzierżawy
Umie ogarnąć w swej łaskawej,
Pańskiej mądrości bystrookiej,
Przecinającej gęste mroki —
Coś z jasnowidztwa, coś, co zgóry
Trąci praźródłem pranatury
I, z życiem chodząc w parze,
Jednię w trójgłosie widzieć każe...
Monsieur, nieprawda? W swym ferworze
Toś chciał wyrazić?
MONSIEUR BALLON: Tak, być może —
Tylkom nie ubrał w piękne dźwięki;
Język francuski nie tak miękki...
VON EBERKOPF:
Wogóle język — — rzecz to śliska!
Trzeba nam wniknąć w głąb zjawiska —
PEER: Zbyt się tem człowiek niech nie męczy.
Ot, ja bez ślubnej tu obręczy —
W tem jądro rzeczy!... Tak, być sobą!
To celem męża i ozdobą!
Żyć li dla siebie i dla własnej
Swojej potrzeby, to jest jasny
Pogląd, to treść jest mej nauki!
A czyliż zwierzę, które juki
Dźwiga, za innych to wydoła?