Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Otrzymał od kogoś... O, dziurami świeci!
A gdzie są pończochy?
WYROBNICA: Tam, śród tych rupieci.
AASA: (grzebiąc w rupieciach)
Cóż to ja znalazłam? Patrz, stara warzecha,
Którą się bawiła ta moja pociecha —
Odlewał guziki... O, matka pamięta,
Jak nieraz do izby wbiegał w wielkie święta,
Jak wołał do ojca ten mój syn jedyny:
„Dajże mi, tatusiu, kawałeczek cyny!”
A Jan mój powiada: „Cyna nie dla pana,
Masz tutaj koronę króla Chrystyjana,
Srebra, a nie cyny dla mej latorośli...”
Tak — Boże mu przebacz — coraz to wynioślej
Szastał się małżonek, Jan Gynt, tak, i złota
Nie umiał szanować, gdy przyszła ochota
Z kieliszeczkiem wina... O, są i skarpetki.
Patrzcie, same dziury! Trud będzie nieletki,
Lecz naprawić trzeba.
WYROBNICA: To i moje zdanie!
AASA: A potem się zaraz rzucę na posłanie...
Coś mnie kłuje w boku, w kościach jakieś bóle...

(uradowana)

O, patrz, pozostały dwie ciepłe koszule —
Zapomnieli o nich.
WYROBNICA: Tak jest, zapomnieli.
AASA: Jakby człowiek znalazł... O, święci anieli!
Tę jedną odłożym, lub nie, weźmiem obie,
Ma on bardzo liche koszulsko na sobie.
WYROBNICA: To grzech, matko Aazo!
AASA: Mała wina nasza:
Proboszcz przebaczenie dla wszystkich ogłasza.