Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Widać, przerażona... Rozgląda się z strachem...
Coś chowa ostrożnie, coś kryje pod łachem.
To sierp! Patrzaj, teraz położył na pniaku
Rękę, sierp wyciągnął i w ten raz do znaku
Odciął sobie palec! Krew się z niego leje...
Dłoń owinął szmatą i w nogi przez knieje!

(wstaje)

Coś go opętało! Głupiec, czy zuchwalec —
By tak bez potrzeby odciąć sobie palec!
A! Teraz rozumiem! Widno, mój rycerzu,
Nierad jesteś chodzić w żołnierskim kołnierzu!
Masz ruszać na wojnę, wolisz zostać w domu —
No, tak — ale, proszę, wytłumacz to komu,
Żeby się kaleczyć!... Że myśl taka w głowie
Urodzić się mogła, żeś miał chęć — na zdrowie!
Ale, by wykonać, tego, to już zgoła
Mózgownica moja zrozumieć nie zdoła.

(potrząsa głową i zabiera się dalej do roboty)
Izba Aasy.
Wszystko w nieładzie — skrzynie pootwierane, ubranie porozrzucane. — Kot na łóżku. AASA i ŻONA WYROBNI­KA KARI spiesznie pakują i starają się uporządkować izbę.

AASA: (nadbiega z jednej strony) Kari, słuchaj!...
WYROBNICA: Cóż tam?
AASA: (biegnie na drugą stronę)
Słuchaj, nie wiesz może,
Gdzie on mi się podział? Gdzie go szukać?... Boże!
Utraciłam zmysły... Co też człowiek czyni...
Tak... Czegoż ja szukam?... A, klucza od skrzyni...
WYROBNICA: Tkwi w zamku.
AASA: Ten skrzyp tam — cóżto?