Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z rąk króla Saula padło stu, gromada
Padła tysiączna z ręki Piotra Gynta!

(uderza naokoło siebie)

Kim ty?
GŁOS: Sam sobą!
PEER: Ot, błazeńska finta!
Tłumacz się jaśniej! Cóż tu jest przede mną?
Co?
GŁOS: Wielki Krzywy.
PEER: Nazbyt mi tajemną
Przemawiasz mową! Z drogi ty, mój Krzywy!
GŁOS: Obejdź mnie, Pietrze!
PEER: O nie, jakom żywy!
Przedrę się!

(bije naokoło siebie)

Zginął!

(chce iść naprzód, ale spotyka się z oporem)

Cóż to, jest ich więcej?
GŁOS: Nie. tylko jeden —
PEER: Do kroćset tysięcy!
GŁOS: Jeden jest tylko Krzywy, który ginie
I znów powstaje w tej samej godzinie,
Krzywy, co umarł i Krzywy, co żyje...
PEER: (rzuca gałąź)
Jakieś się tutaj czarodziejstwo kryje —
Ktoś broń mi zaklął — a zatem — do pięści!

(przedziera się)

GŁOS: Tak, ufaj pięści, a wraz się poszczęści
Wszystko, co zechcesz... O, dojdziesz wysoko!
PEER: (wraca się)
Czy wstecz, czy naprzód, nic nie widzi oko!
Jednakie dzieje — tędy, czy owędy!
To tu, to tam jest! Daremne zapędy!
Ktoś ty? Odpowiedz! Daj się widzieć!