Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

PEER: (w zadumie)
Człek, powiadają, jest, jak dech, jak pyłek —
Trzeba się poddać, to będzie najlepiej! —
Więc — niech mi waćpan ten ogon przyczepi!
STARZEC Z DOWRU:
Mądrala z ciebie! Będziesz mi pociechą.
PODJADEK NADWORNY:
A teraz spróbuj pokręcić tą wiechą!
PEER: (podrażniony)
Jakież to jeszcze macie wy zamiary? —
Może i swojej mam się wyrzec wiary?
STARZEC Z DOWRU:
Nie! Nikt ci wiary odbierać nie będzie;
U nas swoboda panuje w tym względzie.
Poznać nas po tem, jak się je, jak chodzi;
Jedz i ubieraj się, jak my!.. Nie szkodzi,
Że zowiesz wiarą, co my zwiemy trwogą,
PEER: Wyznać ci muszę, żeś jest, swoją drogą,
Daleko lepszy, niżby sądzić można.
STARZEC Z DOWRU:
I owszem, owszem — winna być ostrożna
Wszelaka dusza w swej wierze zbyt skorej;
Lepsi jesteśmy, niż świadczą pozory,
I to jest właśnie, co nas od was dzieli.
Lecz dosyć tego! Bądźmy dziś weseli!
Hejże, muzyka! Hej, dowerskie lutnie!
Niech nam tancerka piękny taniec utnie!

(muzyka, taniec)

PODJADEK NADWORNY: Podoba ci się?
PEER: Hm!
STARZEC Z DOWRU: Tylko bez strachu.
Powiedz, co widzisz! Powiedz, miły gachu!
PEER: Widziadła widzę okropne — przed nami
Jakoweś krówsko wali kopytami