Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

PEER: (odsuwa jadło i napój)
Waszego wiktu nie życzę nikomu.
Widno mi gardłem wyjdzie taka pasza!
STARZEC Z DOWRU:
Do tego jadła jest i złota czasza;
A kto tę czaszę posiadł, ten u mojej
Córki w ogromnych zawsze łaskach stoi.
PEER: (rozważając sobie)
Jest napisano: „Zmuszaj swą naturę!”
I ja się zmuszę chłeptać waszą lurę —
Wszystko mi jedno...

(poddaje się)

STARZEC Z DOWRU: To dowód rozsądku.
PEER: Najtrudniej zawsze przecież jest z początku.
STARZEC Z DOWRU:
Rzucić też musisz chrześcijańskie sukni;
Bo tutaj, w Dowrze, wiesz, przy każdem włóknie
Bywają czynne tylko nasze dłonie,
Oprócz jedwabnej wstążki na ogonie,
PEER: (z złością) Nie mam ogona!
STARZEC Z DOWRU: Zaraz to się złoży.
Proszę mu przypiąć, mości podkomorzy,
Mój własny ogon odświętny.
PEER: Za duże,
Za duże drwiny!
STARZEC Z DOWRU: Śmiałbyś mojej córze
Z gołym zalecać się zadkiem?!
PEER: Co? W zwierzę
Zamieniać człeka?!
STARZEC Z DOWRU: Zaraz cię uśmierzę:
Dworskiego chcę mieć w tobie konkurenta,
Bo, musisz wiedzieć, my w wielkie li święta
Stroimy w wstęgę podobną nasz tyłek.