Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

STARZEC Z DOWRU:
Czem się podjadek różni od człowieka?
PEER: Właściwie niczem — są, jak dwie kropelki,
Jeno, że mały szczypie, gryzie wielki.
Całkiem, jak u nas, gdy się tylko zdarzy
Jaka sposobność... Człek człekowi wraży.
STARZEC Z DOWRU:
I owszem, jedno między nami zdanie.
Lecz dzień jest także równy dniu, a przecie
Jakaś różnica się znajdzie... Me dziecię,
Uważaj dobrze, a wszystko ci stanie
Żywo przed oczy... Tam, w promieniach słońca,
Mówią: „Człowieku, bądź sobą!” Bez końca
To powtarzają, zaś przy naszym żłobie
Prawi się mądrze: „A ty wystarcz sobie!”
PODJADEK NADWORNY: (do Peer Gynta)
Głębokie? Prawda?
PEER: Niebardzo mi jasne.
STARZEC Z DOWRU:
Wielkie te słowa uważaj za własne,
Jedyne hasło.
PEER: (drapie się w głowę)
Tak, ale...
STARZEC Z DOWRU: Bez „ale” —
Musisz, chcąc tutaj być panem!
PEER: Wspaniale!
Są gorsze rzeczy na świecie.
STARZEC Z DOWRU: A potem
Musisz się z naszym oswoić żywotem.

(daje znak — dwa podjadki o głowach świńskich w białych szlafmycach wnoszą jedzenie i picie)

Krowa cię plackiem, wół uraczy miodkiem;
Nic to, czy z kwaśnem spotkasz się, czy z słodkiem,
Grunt, że to wszystko robione jest w domu.