Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

INGRYDA: (wybucha płaczem) Oszukałeś mnie?!...
PEER: Bezwiednie
Uległaś mi?!...
INGRYDA: Serce boli,
Żem pozbyła się swej woli.
PEER: A mnie uniósł dziki szał!
INGRYDA: (groźnie) Będziesz za to jeszcze miał!
PEER: Niema takiej ceny w świecie,
Bym jej nie dał.
INGRYDA: Ano, przecie
Pożałujesz!...
PEER: Precz!
INGRYDA: Odchodzę.
Lecz zapłacisz za to! Srodze
Mścić się będzie twoja wina!

(schodzi wdół)

PEER: (milczy chwilę, potem z krzykiem)
Niech was wszystkie zła godzina!
INGRYDA: (odwraca głowę i woła szyderczo)
Oprócz jednej!
PEER: Tak, prócz jednej!

(odchodzą każde w inną stronę)
Nad jeziorem górskiem.
Brzegi mokre, bagniste. Nadciąga burza. — AASA rozglą­da się na wszystkie strony i wydaje trwożne okrzyki.

SOLWEJGA z trudem podąża za nią. Nieco wtyle

RODZICE jej i HELGA.

AASA:
Wszystko dziś się sprzęga przeciwko mnie biednej!
Niebiosa, i góry, i wrzące siklawy!
Przeciw niemu radby pójść i kłąb ten mgławy,
I ta głąb jeziorna pochłonąć go rada,
I piargby go zabił, który z wierchów pada!