Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

AASA: (wchodzi z kijem w ręce) Czy żyje
Syn mój? Ten łajdak! Takie mu dam kije,
Że się nie zbierze!
KOWAL: (zakasując rękawy) Kija tutaj szkoda!
Na taką skórę kij byłby, jak woda!
KILKU: Kowal chce na nim swe pięści potrzaskać!
INNI: Nie! Chce go trochę pogładzić!
INNI: Pogłaskać!
INNI: Trochę pomiesić!
KOWAL: (Pluje w garści i kiwa głową ku Aasie)
Powiesić!
AASA: Co? Peera?
Mojego Peera? Ady-ć złość mnie zbiera!
Spróbuj, a Aasa szponami, zębami
Rozszarpie ciebie!

(woła)

Peer! NARZECZONY: (przybiegając) Nieszczęście z nami!
Hej, ojcze, matko!
OJCIEC: A cóż się znów stało?
NARZECZONY: Peer Gynt...
AASA: (krzyczy) Zabity? Zginął?
NARZECZONY: Nie! To mało...
Peer Gynt... popatrzcie... o tam, tam, na górze...
TŁUM: Hi! Z narzeczoną!
AASA: (wypuszczając kij z ręki) Ten łajdak!
KOWAL: (jakby spadł z obłoków) O, duże
Kroki — i cap się tak chyżo nie zwinie
W tych stromych turniach!
NARZECZONY: (z płaczem) Jako niedźwiedź świnię,
Tak on ją dźwiga, matusiu.