Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Płacił jeszcze opał — tak, tak, za niezdarę
Ostatniego rzędu! Proszę mi dać wiarę,
Że pana na myśli mam i pańskie brednie!
Bardzo cię przepraszam, jednak odpowiednie
Daję ci nauki: czas się pozbyć trwogi
I do Odlewacza jak najprędzej w nogi.
Bo na co-ć się przyda — mów — przytułek u mnie?
Jesteś przecie człekiem, patrzącym rozumnie,
Masz pan niezłą pamięć!... Lecz to przebieganie
Oczami pamięci po przebytym łanie
Bywa dla rozumu i serca bezpłodne;
Trud całkiem zbyteczny, bo jak mówi godne
Przysłowie: „Nie starczy skórka za wyprawę”.
Bo czyż wycisnęło ci potoki łzawe
Ono przypomnienie? Czyś się śmiał z radości?
Czyż chłód albo ogień przeniknął ci kości?
Czyś spotkał się tam z prawdy, czy kłamstwa siewem?
Troszeczkęś się zgniewał — o czemś więcej nie wiem!
PEER: Mówią: trudno zgadnąć, jak obuwie gniecie,
Jeśli na bosaka chodzimy po świecie.
CHUDY:
Prawda!.... To, czy tamto chwalić!... Jeno mówię,
że mam nieparzyste na nogach obuwie.
Ano-ć na obuwie zeszła nam rozmowa,
To mi przypomina, że pieczeń gotowa,
Ze trzeba się spieszyć — pieczeń, myślę, tłusta! —
Zamiast, jak kumoszka, rozpuszczać tu usta.
PEER: A czy można wiedzieć, co za grzeszne jadło
Utuczyło drania? Skąd ma takie sadło?
CHUDY: O ile słyszałem, zawsze on był sobą —
I we dnie i w nocy, każdą, mówię, dobą...
O to właśnie idzie...
PEER: Sobą...? Więc i tacy
Znajdują przytułek u was po swej pracy?