Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ODLEWACZ: Tak, prawda! Ale gdzie jest życie
Bez tych przeczuć, Pietrze, tam ten na kopycie
Najłatwiej zarzuca swą piekielną wędę.
PEER: Dłużej ja się przytem upierać nie będę;
Z mojego „być sobą” zrezygnuję raczej,
Gdyż dowód jest trudny... Przeto pan wybaczy,
Jeżeli tej sprawy więcej nie poruszę.
Jednak, gdym tak pędził przez te leśną głuszę,
Czułem, że sumienia gniótł mnie but. „Do licha”.
Przecież jesteś grzesznik” — pomyślałem zcicha...
ODLEWACZ: Do tego samego mierzysz znowu celu...
PEER: Znaczy: wielki grzesznik, drogi przyjacielu;
I nietylko w czynie, lecz w słowie i chęci...
Juścić, zagranicą żyłem bez pamięci,
Nie po filistersku...
ODLEWACZ: Więc gdzież twoje grzechy?
Masz spis ich?
PEER: Poczekaj, udam się do klechy,
Wraz się wyspowiadam, wyznam mu, kim jestem,
I wrócę do ciebie z piśmiennym atestem.
ODLEWACZ:
Tak, gdybyś mi przyniósł, wygrana to wielka:
Wówczasbyś nie poszedł do mego tygielka!
Przecież rozkaz, Pietrze...
PEER: Ten szpargał?... Za katy!...
Myślę, że on chyba dawniejszej jest daty,
Z czasów, kiedy żyłem ni to rak, ni ryba,
Kiedym się w proroka bawił... ano, chyba
Z czasów, kiedym jeszcze wierzył w Przeznaczenie...
Dowód ten wystarczy?...
ODLEWACZ: Bardzo sobie cenię,
Jednak...
PEER: Co się kwapisz? Daj-że spokój przecie!
Prześliczne powietrze jest w naszym powiecie,